Jako że zaczynam pisać bloga w porze wakacyjnej, uznałam że na pierwszy post doskonale wpasuje się recenzja tego cudeńka, które zaoszczędziło włosy nie jednej z nas ;).
Moje włosy, w kolorze polskiego, mysiego brązu, które od lat przyciemniam, w te wakacje potrzebowały zmiany. Nigdy nie ciągneło mnie specjalnie do blondu czy jasnych refleksów, a poza tym widziałam u niejednej z koleżanek jak ich włosy wyglądały po inwazyjnych rozjaśnianiach.. I się przestraszyłam. Chciałam znaleźć coś bardziej "naturalnego" i mniej wysuszającego włosy. I trafiłam na to cudo!
Zobaczyłam reklamę w internecie i zachwycona czym prędzej wsiadłam na rower i pojechałam zaopatrzyć się w ten żel.
Opakowanie:
Żel Sunkiss zamknięty jest w ładnym, castingowym kartoniku z dziurami po boku, możemy więc zobaczyć jak wygląda tuba z produktem bez otwierania kartonika.
W kartonie znajdziemy miękką, "napompowaną" tubkę z wygodnym zamykaczem. Uwaga: przez to, że tubka jest tak napuchnięta, uważajcie przy pierwszym otwarciu żeby rozjaśniacz nie poplamił wam ubrań bo trochę go wylatuje na wszystkie strony.
W kartonie nie znajdziecie rękawiczek.
Zawartość:
Żel jest mleczno-przezroczysty o konsystencji mleczka/balsamu do ciała, którą uważam za idealną do bezpośredniego położenia na włosy. Nie spływa, łatwo i równomiernie się rozprowadza, nie obciąża włosów. Zapach ma bardzo przyjemny, owocowo-kwiatowy.
Jak ja to robię:
1 raz: po myciu włosów, uczesaniu i lekkim ich podsuszeniu założyłam rękawiczki ochronne, tak jak zaleca producent, nałożyłam na dłonie żel w wielkości orzecha włoskiego, roztarłam i nałożyłam na wilgotne włosy, od połowy długości. Wsmarowywałam parę minut upewniając się że rozłożony jest równomiernie. Na swoje włosy do łokci, których nie ma zbyt wiele zużyłam 3 porcje żelu.
Zdjęłam rękawiczki i zaczęłam suszyć najgorętszym podmuchem, ponieważ producent napisał, że żel jest termoaktywny i jeśli chcemy uzyskać bardziej intensywny efekt musimy wysuszyć włosy lub przebywać na słońcu, a słońca wtedy za wiele nie było..
A oto efekt po pierwszym użyciu:
2 raz: ta sama historia.
Efekt:
3 i 4 raz: powtórzyłam scenariusz, lecz bez rękawiczek, gdzieś je zapodziałam. Moje dłonie nie ucierpiały, chociaż nie polecam tego sposobu.
Efekt końcowy:
Jak widać, kolor wygląda dość różnie, co zależy od światła. Starałam się robić zdjęcia mniej więcej o tej samej porze ;). Mimo to mam nadzieję, że widać różnicę w kolorze- ja ją widzę i jestem mega zadowolona.
Jak na mnie działa:
Rozjaśnianie jest bardzo delikatne, ale zauważalne przy każdym zastosowaniu.
Nie obciąża mocno włosów, lecz troszkę je wysusza. Ale liczyłam się z tym i po wysuszeniu włosów kładłam na nie serum żeby zdrowiej wyglądały. Dodatkowo po każdym myciu nakładałam regenerującą maskę na około 20 minut.
Zapach utrzymuje się na włosach dość długo. Na drugi dzień jest wyczuwalny.
Cena:
Ja, w osiedlowej drogerii zapłaciłam za niego 17,99. W Rossmannie w promocji widziałam za 21,99, a jego cena regularna to około 28 zł. A więc nie przepłaciłam ;p
Uważam, że cena regularna jest ciut za wysoka, w promocji jak najbardziej można się skusić.
Podsumowanie:
Sama aplikacja żelu to banał, zajmuje parę minut, jest mega wygodna!
Żelem ciężko zrobić sobie krzywdę w postaci plam czy jasnych placków.
Jest to super opcja dla dziewczyn niezdecydowanych, albo którym zależy na delikatnym rozjaśnieniu czy odświeżeniu koloru. Tubka 100ml starczy na około 3-5 użyć. Wszystko zależy od długości, grubości waszych włosów oraz od tego ile chcecie rozjaśnić. Mi starczyło na 4.
Efekt można stopniować i nie trzeba się bać włosowej wpadki.
Polecam wszystkim, którzy chcą stopniowej zmiany i lubią trzymać rękę na pulsie w sprawie koloru na głowie :).